Kropla drąży (wałbrzyską) skałę

rozmowa z Kamilem Zielińskim, ekonomistą, ekspertem Ogólnopolskiego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Socjalnych.

W subregionie wałbrzyskim powstają kolejne spółdzielnie socjalne, stanowiące dla bezrobotnych szansę na ucieczkę od bezrobocia bądź „śmieciowego” zatrudnienia. Pomagają zakładać je ludzie, którzy sami od kilku lat utrzymują rodziny z pracy w przedsiębiorstwach społecznych. O tło społeczne perspektywy rozwoju wałbrzyskiej spółdzielczości socjalnej zapytaliśmy Kamila Zielińskiego – ekonomistę, eksperta Ogólnopolskiego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Socjalnych zaangażowanego w animowanie ekonomii społecznej na Dolnym Śląsku.


Wielu osobom Wałbrzych kojarzy się biedaszybami, które w okresie transformacji ustrojowej stanowiły symbol desperacji, ale i przedsiębiorczości jego mieszkańców. Jaka jest obecna sytuacja społeczna tego miasta?

Kamil Zieliński: W mojej opinii Wałbrzych, a właściwie prawie cały subregion wałbrzyski, jest jednym z „niewygodnych miejsc” na mapie naszego kraju. Bezmyślne decyzje podjęte na początku lat 90. doprowadziły do tragicznych konsekwencji na gruncie zarówno gospodarczym, jak i społecznym. W 1991 r. Wałbrzych liczył ok. 141 tys. mieszkańców, obecnie jest ich już tylko 118 tys. Młodzież po szkole średniej masowo emigruje do Wrocławia, Poznania czy Krakowa – ci, których na to stać. Zlikwidowano zamiejscowy ośrodek Akademii Ekonomicznej, kształci się za to kolejnych pedagogów czy specjalistów od zarządzania… Tylko nikt nie mówi, gdzie ci młodzi ludzie będą po studiach pracować (sami niestety też się nad tym nie zastanawiają). Pracę można znaleźć „na taśmie” w strefie ekonomicznej albo w markecie „na kasie”; coraz więcej ogłoszeń w lokalnej prasie informuje o wakatach windykacji. To jest dopiero rynek-rzeka! Jest też miejsce dla przedstawi­cieli handlowych, wpychających towar w klienta po 10–12 godzin dziennie.

Dlaczego tak jest?

Między innymi dlatego! Nie potrafię wskazać rzeczowego dokumentu, który byłby odpowiedzią na punkty 3. i 4. powyższej uchwały Sejmu.

uchwala-sejmu

W ślad za likwidowanymi kopalniami padały inne zakłady przemysłowe, organizacje, kluby sportowe, drobne przedsiębiorstwa, których działalność nakierowana lub współfinansowana była ze środków szeroko rozumianego górnictwa. Na Górnym Śląsku wyszli z kilofami na ulice, u nas rozdzielono odprawy. To jest właśnie wykluczenie: jednorazowe odprawy i zasiłek górniczy jako doraźna rekompensata za utratę miejsca pracy. Nie było natomiast środków na zmianę sytuacji gospodarczej.

Powstała za to Wałbrzyska Specjalna Strefa Ekonomiczna.

Około 32 tys. zatrudnionych – chwała za miejsca pracy! Natomiast jaka to praca, w jakich warunkach i za jakie pieniądze – to zupełnie inna bajka. Powiem tyle: strefy ekonomiczne to korzyści głównie dla przedsiębiorców!

Wałbrzych i okolice to przepiękne miejsca, bogata historia, liczne zabytki. Niestety, jesteśmy trochę za daleko Warszawy, by „pańskie oko” tu zerknęło, niewidzialna ręka rynku też jakoś nie pomaga… Ludzie są tutaj otwarci i dobrzy, ale zostali doprowadzeni do sytuacji, w której muszą rozmawiać „na kolanach”. Tymczasem, w myśl hasła „to nie my jesteśmy upośledzeni, tylko nas upośledzono”, powinni stanowczo żądać inwestycji infrastrukturalnych, które pozwoliłyby skompensować negatywne zjawiska społeczno-ekonomiczne.

Dość skutecznie stłamszono aktywność społeczną i oddolne inicjatywy, mało jest ludzi, którzy z pozycji włodarzy, czy innych osób mających realny wpływ na rzeczywistość, próbują odwrócić tę sytuację. My próbujemy!

Doświadczeni spółdzielcy pod okiem specjalistów pomagają bezrobotnym w otwieraniu i prowadzeniu własnej działalności.

Ciekawym przykładem jest tutaj Budowlana Spółdzielnia Socjalna Murator, która powstała na zgliszczach firmy postawionej w stan upadłości. Wykwalifikowani pracownicy i dobrzy rzemieślnicy postanowili założyć wspólne przedsiębiorstwo – nie starając się nawet o dotację na ten cel! Mają fach w rękach i potrzebowali zaledwie kilku narzędzi oraz samochodu dostawczego.

Bariery? Obowiązek wpłacenia wadium podczas startowania w przetargach publicznych oraz brak klauzul społecznych, o których tu w regionie mało kto w ogóle słyszał. Dlatego tak potrzebne jest wsparcie ze strony ekspertów oraz fundusze na szkolenia dla samorządowców. Równie istotne jest funkcjonowanie Sudeckiego Inkubatora Przedsiębiorczości i pomoc organizacji pozarządowych oraz spółdzielni socjalnych o względnie ustabilizowanej sytuacji, jak Mona Lisa, będąca jednym z „rodziców” Muratora.

Aktywnie reagujecie na takie historie, jak wspomniany upadek firmy budowlanej?

W Wałbrzychu jesteśmy już kojarzeni ze spółdzielczością socjalną, dlatego ludzie, którym z różnych przyczyn nie udało się na rynku, i chcą zacząć od nowa – trafiają do nas. Janusz z Mony Lisy, jako „swój”, często pełni rolę „osoby pierwszego kontaktu”, jednak sami nie do końca rozumiemy kanały przekazu informacji.

Natomiast w ramach regionalnych środków Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki, niektóre lokalne organizacje pozarządowe otrzymują na działalność nawet kilka milionów złotych rocznie – ich zadaniem powinno być monitorowanie rynku i reagowanie. Dlaczego tak się nie dzieje, lub tego rodzaju działań jest zbyt mało? Nie jestem w stanie odpowiedzieć.

Z jakim odbiorem spotyka się Wasza praca? Działania wielu animatorów spółdzielczości postrzegane są jako donkiszoteria.

Wiatraków u nas mało, aczkolwiek demokratyczne formy działalności gospodarczej bezwzględnie są dla ludzi czymś abstrakcyjnym. Być może dlatego podobne działania nie cieszą się zbytnim zainteresowaniem mediów. Poza tym, w przypadku spółdzielczości socjalnej trzeba dużo pracy dla uzyskania (pozornie) małego efektu – lepiej pokazać, jak firma ze strefy ekonomicznej otwiera nową „linkę” produkcyjną, niż to, że grupie pięciu bezrobotnych udało się stanąć na własnych nogach. My się jednak nie poddajemy, w myśl zasady, że kropla drąży skałę.

Jesteś zatem optymistą, jeśli chodzi przyszłość spółdzielczości socjalnej Twoim regionie?

Wałbrzych i okolice stanowią idealne miejsce dla rozwoju spółdzielczości. Przykładowo, rośnie zainteresowanie produktami lokalnymi, a my posiadamy wiele zaniedbanych skarbów dziedzictwa kulturowego. Potrzeba jedynie wsparcia samorządu, trochę odpowiedzialności społecznej ze strony lokalnego biznesu, spójnej strategii rozwoju społeczno-gospodarczego. Wreszcie, trzeba dużo pracować ludźmi, by „chciało im się chcieć”. Sieć współpracy już istnieje, tylko na razie na zbyt małą skalę.

Rozmawiał Szymon Surmacz


Czego nam potrzeba

Choć każdy rozwój musi opierać się na krytyce stanu obecnego, ograniczanie się do krytyki jest niczym więcej, jak malkontenctwem. W związku z tym, spróbujmy sformułować uniwersalne wytyczne dla rozwoju spółdzielczości socjalnej:

  • potrzeba organizacji działających lokalnie, które będą wszystkim zainteresowanym odpowiadały na pytania typu „jak założyć spółdzielnię socjalną?” (dokumenty rejestracyjne, statut) oraz udzielały spółdzielniom pomocy prawnej i rynkowo-marketingowej;
  • potrzeba, by w instytucjach takich jak Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej czy Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie wiedzieli, co to jest spółdzielnia socjalna, jak ją założyć, lub przynajmniej potrafili wskazać organizację pozarządową zajmującą się tą tematyką;
  • potrzeba, by tego rodzaju podstawową wiedzę o spółdzielczości socjalnej nabyły… Powiatowe Urzędy Pracy (to nie sarkazm – to realia), oraz by nie bały się one przyznawać bezrobotnym dofinansowania na utworzenie spółdzielni;
  • potrzeba, by rady gmin i powiatów rozumiały, czym jest przedsiębiorczość społeczna, oraz by działania w ramach programów współpracy z organizacjami pozarządowymi kierowały także do spółdzielni socjalnych;
  • potrzeba, by organizacje wspierające ekonomię społeczną, we współpracy z jednostkami samorządu terytorialnego, inicjowały partnerskie spotkania z przedstawicielami biznesu, w ramach promowania idei jego społecznej odpowiedzialności;
  • potrzeba umiejętności pozyskiwania funduszy na wyżej wymienione działania, dokonywanego zwłaszcza w ramach partnerstw, przy zaangażowaniu wszystkich członków;
  • w końcu, potrzeba odbiorców tych działań – ludzi, którzy chcą być aktywni na rynku pracy. Takie jednostki będą jednak się pojawiać, jeśli przynajmniej w minimalnym stopniu zrealizujemy i zintegrujemy wszystkie wspomniane wytyczne!

Kamil Zieliński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *